wtorek, 24 maja 2016

Nerwy na tle filozoficznym.

Dziś spotkało mnie od strony Filozofa coś, co sprawiło, że prawie się od razu rozpłakałam... i nie wiem czy mam powody do płaczu, czy nie... ale fakt faktem - całkowicie ścięło mnie to z nóg, później jakoś nie mogłam powrócić do stanu względnego spokoju; smutnego, ale spokoju....

Otóż Filozof na swoich studiach miał do wykonania prezentację na dosyć ciekawy temat; nie mając sam doświadczenia w tej dziedzinie, zwrócił się o pomoc do mnie; a ja, zakochana w nim po uszka, zgodziłam się bez zastanowienia i niezważając na swoje egzaminy oraz złe samopoczucie, skleiłam mu tą prezentację...

***

Nie mam pojęcia co ja tutaj robię. Teoretycznie powinnam teraz siedzieć nad książkami i powtarzać materiał na jutrzejszy egzamin, ale jakoś tak... zupełnie nie mam ochoty...

Postanowiłam po prostu spisać to, jak się czuję... aczkolwiek nie jestem pewna czy mam jakiekolwiek uczucia... chyba... nie wiem....

Na pewno wiem, że jest mi smutno. Od rana towarzyszył mi smutek, przykrywał mi kurzem wszystko, co mnie spotkało dzisiejszego dnia. Trochę pobolewa mnie głowa, ale nie wiem, czy to od stresu przed jutrem, czy ze zmęczenia....

poniedziałek, 16 maja 2016

Eksperyment myślowy.

Poczekam sobie. Będę cichutko. Zobaczę, czy Filozof w ogóle mnie zauważy. Nie odezwę się do niego pierwsza.

niedziela, 15 maja 2016

Nigdy nie zostaniesz informatykiem!

Czując, jak słodki smak czekolady rozpływa mi się w ustach, ważę w duszy słowa ojca - nic nie warte bluzgi... które niestety sprawiają mi ból...

Ojciec znowu wytarł się mną jak szmatą - nakrzyczał bez powodu i poniżył... zaczął dręczyć mnie tym, że nigdy nie zostanę informatykiem; nigdy nie skończę studiów; a prędzej czy później będę musiała zwrócić się do niego o "łaskę".

Czy wszystko jest w porządku?

Nie rozumiem... Wszystko wydaje się być w porządku - nawet się dziś z rana spytałam o to Filozofa - a jednak... a jednak mam cały czas wrażenie, że coś jest nie tak... Jakby coś było popsute... Coś mnie boli w sercu i nie wiem już czy faktycznie jest o czym myśleć, czy to tylko zwodnicze szepty depresji podsycają mój strach... A może...? A może ja znam odpowiedź, tylko boję się ją wypowiedzieć na głos?

Obudziłam się rano pełna smutku. Nie chciało mi się nawet szykować dla mnie śniadania. Coś tam tylko połknęłam, żeby wziąć leki. Aż do teraz zajmowałam się tym co lubię, ale w sumie nie sprawiało mi to radości - natomiast z coraz dłuższym czasem męczyło. Tęskniłam za Filozofem, ale nie chciałam zawracać mu głowy - on się lepiej czuje sam w swoim towarzystwie, nie chcę mu się narzucać...

piątek, 13 maja 2016

Okruszki przyjemności.

Dzisiaj wstałam w całkiem nawet dobrym humorze, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem po prawie całym tygodniu w duchu skrajnie depresyjnym. Obudziłam się bardzo wcześnie - koło 7 - jednak potem położyłam się z powrotem do łóżka, pozwalając sobie na drobny relaks przed rozpoczęciem dnia. 

Na śniadanie schrupałam kawałek sernika, a potem stałam się tak bardzo senna, że zwinęłam się wśród pościeli w kłębek i zamknęłam oczy.

czwartek, 12 maja 2016

Samotność tańczy z tęsknotą.

Czuję się samotna. Bardzo, ale to bardzo samotna. Od poranka pokładam się tylko po kątach, zabijam czas jakimiś bazgrołami i modlę się o to, by ten dzień minął jak najszybciej... w głowie mi się kręci. Poczucie nierzeczywistości, nierealności męczy mnie jeszcze mocniej - skoro nic wokół (chyba?) nie istnieje, to... to znaczy, że jestem sama. A ja... a ja nie chcę być sama...

Pustka na kartce przesiąkniętej bólem...

Nie wiem...

Nie wiem, po prostu nie wiem... Tak bardzo chciałabym coś napisać, coś cudownego, a zarazem... nie jestem w stanie... 

Głowa mi pęka. Nie jest to silny ból, ale poczucie posiadania bardzo ciasnej, metalowej obręczy wokół mózgu, która wbija się w ciało na tyle, że czuć ją; a jednocześnie nie sprawia tyle cierpienia by płakać... Obręcz jest wyjątkowo ciężka... Chciałabym ją zrzucić z siebie, ale nie wiem jak...