niedziela, 31 lipca 2016

Wycieczka nad jezioro

Dziś wyjeżdżam z rodzinką nad jezioro.

Pakowałam się ze smutkiem. Prawie dwa tygodnie z "kochającą" rodzinką w jakimś domku w głuszy... już słyszę te wszystkie kłótnie i wrzaski. Nawet durne spakowanie ubrań powodowało napięcia w domu...

Meeh. O czym ja w ogóle myślę? Przecież oni zawsze się kłócą, nawet na wakacjach...

Poza tym... w domu mam masę fajnych rzeczy, które uwielbiam. Na przykład mój komputer. Albo karty, którymi mogę grać ze znajomymi. Albo podręczniki do informatyki... i ja to muszę wszystko zostawić, ech...

Szkoda mi tego.
 

Jedna nerwica, dwie nerwice, trzy nerwice...

Nie mogę zasnąć. Jest środek nocy, a ja przekręcam się z boku na bok, przeglądając jakieś strony w internecie dla zabicia czasu... Dla ucieczki przed bólem, lękami; tymi wszystkimi okropnymi myslami w glowie, ktore mnie mecza i drecza...

Martwie sie. Nie wiem co bedzie z moimi studiami, bo pare rzeczy sie pozmienialo. Mozliwe, ze zmienie po prostu kierunek i zaczne wszystko od poczatku. Tylko... Tylko czy pozwola mi sie przeniesc? Czy moje podanie zalatwi sprawe...? Jestem w odrobinie beznadziejnej sytuacji...

Boje sie. Boje sie reakcji Filozofa. Od kiedy poznalam go troche lepiej, od kiedy nasze stosunki troche sie lepiej poukladaly, zaczelam sie bac, ze jesli popelnie jakis błąd, pomyle sie, zrobie cos co mu sie nie spodoba albo bede smutna - on zacznie na mnie krzyczec, bic, ponizac...

Mimowolnie od razu przypominam sobie Raevasa i jego problemy... wachania nastroju... ostre komentarze, moj placz i przerazenie...

Boje sie, ze bedzie tak samo. Tak samo strasznie w domu jak i w zwiazku...

środa, 13 lipca 2016

Wakacji czas...

Myślę, że dzisiejsza notka będzie całkiem pozytywną notką - w końcu dopiero teraz naprawdę czuję, że są wakacje... nie mam jakichś większych powodów do zmartwień. Na uczelni jest całkiem nieźle, ojciec wyjechał teraz na kilka tygodni... żyć, nie umierać!

Ostatnio zaczęłam więcej wychodzić z domu i jeździć do miasta - a to na spacer, a to na wycieczkę, a to do kina, a to na spotkanie ze znajomymi... póki Filozof nie wrócił do swojego domu, widzieliśmy się chyba codziennie. Raz on przyjeżdżał do mnie, a raz ja do niego... bardzo było fajnie i bardzo mi się to podobało. Szkoda, że nie pojechał później, chciałabym mu pokazać jeszcze tyle ciekawych miejsc w mojej okolicy...

środa, 6 lipca 2016

Żeby ten chuj zniknął... inaczej wolę umrzeć...

Kurwa mać! Szczerze mówiąc, jakoś tak denerwuje mnie perspektywa przeżycia ok. 60-70 lat życia... bo to oznacza, że jeśli to jest średnia dla naszego typu społeczeństw, to... mój cholerny ojciec będzie jeszcze z 20, 30, 40 lat żył i będzie mnie kurwa terroryzował, męczył i dręczył!!! Poniżał, wyzywał i gnoił, bo jest jakimś chorym psychopatą! Jeju, jak ja go nienawidzę!!! Zupełnie nie rozumiem, co moja matka w nim widziała, że się z nim ożeniła... ja to bym się już dawno z takim chujem rozwiodła. A, zapomniałam, moja mama tak jest zależna finansowo od ojca, że aż się płakać chce. Poza tym... ona chce z nim być. I toksyczność ojca wcale jej nie przeszkadza, ba, to mnie się czepia o co mi chodzi i śmieje się ze mnie, "że taka pokrzywdzona jestem"!

Nienawidzę ich. To przez tego chuja trafiłam do szpitala psychiatrycznego, zawaliłam studia i próbowałam popełnić samobójstwo. Nic ich nie rusza. Wszystko jest takie samo, jak pamiętam od małego. I zawsze mój ojciec będzie takim chujem jakim był.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Zawroty derealizacji...

Uuuuch, jeju, jak ja się dzisiaj okropnie czuję... Kręci mi się w głowie, cały świat wiruje wokół mnie, nie mogę się na niczym skupić... Okropnie mnie wszystko boli, czuję się cholernie zagubiona... cały dzień przeleciał mi przez palce jak sen... Boję się strasznie... 

Sama nie wiem od czego dziś tak mam... słaniam się z nóg... ani nie grałam, ani nie pracowałam, ani nic... wszystko wydaje mi się takie nierealne, jakby wycięte z kartonu... może to kwestia dłuższego braku leków neurologicznych (dopiero teraz udało mi się wykupić receptę), a może to kwestia stresu przed przyszłością...

sobota, 2 lipca 2016

Krople szczęścia.

Jejciu, czuje się taka szczęśliwa!

Spędziłam dziś cudowny dzień w towarzystwie Filozofa...! Po prostu prze-cu-dow-ny! Umieram tylko z głodu... oprócz śniadania, nic nie jadłam od rana...

Tak bardzo świetnie się czuje, że nawet nie wiem jakie słowa dobrać, by w pełni wyrazić swój nastrój! Chciałabym, żeby było już tak zawsze - dziś czułam się przy nim ważna, kochana, piękna... Jejciu, jejciu, jejciu!!!

piątek, 1 lipca 2016

Skutki uboczne - antydepresanty i gry komputerowe?

Jestem na siebie trochę zła, bo przy letniej wyprzedaży na Steam kupiłam kilka niesamowitych tytułów... i większość dnia rżnęłam w jedną grę komputerową. Tak, tak właśnie wygląda moje "nic-nierobienie"...

Zauważyłam, że od kiedy biorę leki - Sertagen i Trittico - mam problem z grą na komputerze... nie mogę zbyt długo grać. Maksymalnie godzinkę, półtorej na dzień. Inaczej czuję się wycieńczona, zdezorientowana, spragniona, kręci mi się w głowie i mam poczucie zagubienia... Nawet sam komputer jako taki mnie męczy - muszę go wyłączać najpóźniej po trzech godzinach, bo inaczej dostaję szału od tych wszystkich pisków i szelestów...

Boli...

Boli mnie głowa, boli mnie ciało, boli mnie wszystko... Źle się czuję i nawet nie rozumiem dlaczego... Czuję się wycieńczona, obolała... W głowie mi się kręci, mam suchość w ustach, nie wiem co ze sobą zrobić...

Okropnie mi gorąco, duszę się... nawet nie mam siły płakać czy krzyczeć, nie mam siły, by cokolwiek zrobić...

Nie wiem, czemu jestem zmęczona, choć cały dzień nic nie robiłam... a może to właśnie ta pustka tak bardzo mnie wymęczyła...? 

Nie wiem, nie wiem, nie wiem...

Chyba zaraz po prostu wezmę kąpiel... Filozof podpowiada mi, bym coś porysowała... bardzo chciałabym... ale trochę się boję... boję się, że nie wyjdzie...

Ratunku...

Chciałabym, żeby te wszystkie emocje, które mnie teraz męczą, odeszły...

Tak, odejdą... prędzej czy później... wszystko odchodzi... wszystko wraca...