wtorek, 21 sierpnia 2018

- jedno wielkie oszustwo -

Kruci, bardzo czuję się dzisiaj samotna. Bardzo, bardzo, bardzo mocno - nawet nie wiem jak to opisać... bo straciłam ostatnio wiele rzeczy. Ale od początku. 

Przez ten czas, kiedy nie było mnie na forum, ani na blogu, ani w świecie wirtualnym, udało mi się bardzo zgrabnie poradzić z większością moich problemów i czułam, że z każdym miesiącem wychodzę na prostą - samopoczucie lepsze, a to nawet zaczęłam mieć jakieś hobby, plany, marzenia... Poznałam wiele ciekawych ludzi, zaprzyjaźniłam się z kilkoma, znalazłam sobie nawet chłopaka... 

Tyle, że on sam miał swoje problemy, które coraz częściej zżerały go od środka, a jak zachęcałam do rozmów, leczenia, terapii... to mnie olewał. Starałam się być miła, ciepła i dobra, ale to nic nie dawało, a między nami było coraz gorzej. W końcu po prostu jebło i to porządnie. Niby nadal mamy ze sobą kontakt, ale nasze wspólne sprawy nadal wydają się na swój sposób zawieszone i niedokończone. Niby nadal się kochamy, ale jest w tym pełno zranienia i samotności. 

Znalazłam sobie też przyjaciółkę, z którym miałam naprawdę fajny kontakt... jak dziewczyna z dziewczyną, co dla mnie, w technicznym świecie mężczyzn, było jak złoto. :)) Też się popsuło przez bardzo niefortunne nieporozumienie, napędzone przez naszych wspólnych znajomych... i pomimo tego, że próbowałam to jakoś na spokojnie ogarnąć, nic z tego nie wyszło. Nie jest mi jakoś żal tej relacji, bo przyzwyczaiłam się nawet do braku "przyjaciół płci żeńskiej", ale pogłębia to mój smutek samotności. 

Potworzyły się jakieś chore grupki wśród moich znajomych, które rywalizują między sobą. Wiecie, część jest za moim chłopakiem, część za moją przyjaciółką, a część ma jakieś swoje własne aspiracje. Niektórzy bardzo brzydko mnie potraktowali i wyzwali, pomimo, że się starałam / w danych wydarzeniach nie brałam nawet udziału. Inni próbują mnie przeciągnąć na "dobrą" lub "złą" stronę w kontaktach towarzyskich. Bo wiecie,  mój chłopak i mój najlepszy przyjaciel, po tym jak zerwałam ze swoim lubym, również się pokłócili. A potem luby się nawet bił pod uczelnią z jeszcze moim innym kumplem. Masakra jakaś... A w tym wszystkim stoję ja - cicha i zdezorientowana, na granicy płaczu...
Ostatnio jak organizowałam u siebie przyjęcie urodzinowe, było mi niezmiernie przykro, ponieważ musiałam wyjątkowo uważać na listę gości - bo ten znielubił tego, tamten uważa tamtego za szmatę, a ten z tym mają jeszcze jakiś inny problem... coś tam udało mi się skleić, ale to nie było tak jak kiedyś, że wszyscy razem siadaliśmy do gier, żarliśmy moje tęczowe ciasto i wznosiliśmy toasty, rzucając jakieś idiotyczne, techniczno-matematyczne żarty. Wszystko... wszystko się popsuło... 

Gdybym potrafiła, najchętniej zerwałabym kontakt z nimi wszystkimi i uciekła gdzieś bardzo daleko. Wszystko wydaje mi się skażone i toksyczne. Nie mogę normalnie oddychać ani się cieszyć z żadnego spotkania, bo to koleżeństwo muszę ukrywać przed kimś innym, tamci ciągle narzekają na tamtą osobę... Wiecie, takie trochę battle royale wśród mojego kręgu towarzyskiego, gdzie moja uwaga jest najwyższą nagrodą. Czuję się niesamowicie przytłoczona. Mój ex ma chorą fascynację na punkcie mojego przyjaciela (a jego ex przyjaciel) i dostał dosłownie obsesji na jego punkcie. Raz ja i mój przyjaciel mieliśmy dostępne statusy na komunikatorze w tym samym czasie, to mój luby zaczął wpadać w histerię, że na pewno się ruchamy przez ten czat i wrzucamy sobie nagie fotki. A mnie nawet nie było wtedy przy komputerze, po prostu zostawiłam załączony system... 

Wiem, że mam trochę znajomości, które mi pozostały po tych wszystkich zawirowaniach losu. Jednak... to wszystko boli. Wydaje mi się to wszystko niesamowicie naciągane i fałszywe. Boję się do kogokolwiek odezwać, kto mnie zna i był na bieżąco z tymi historyjkami, dlatego poczęłam szukać tutaj choć trochę odrobiny rozmowy... gdzie nie będzie się nic zaczynało od "porozmawiajmy znowu o twoim ex" albo "czy ty wiesz, jaki twój kumpel, to zły człowiek i kutas?" 

Stawiam granice cały czas i ciągle powtarzam "nie" - nie chcę rozmawiać na te tematy lub wciągać się w te smutne gównoburze. Denerwuje mnie to, że dostaję w dobrej wierze zakazy i nakazy  - mówię o tym głośno swoim znajomym. Niektórzy zrozumieli, a niektórzy... mają to gdzieś. Zastanawiam się czy faktycznie wyglądam na taką słodką kuleczkę, która nie wie, czego chce i co jest dla niej najlepsze. Mogę spotykać się z kim chcę i robić co chcę. Wczoraj jednemu dobremu kumplowi napisałam po prostu "spierdalaj", z czego jestem dumna. Zmieniłam się w ciągu tych kilku lat, oj tak.

Ale ten... czuję samotność. Ogromną samotność. Również się bardzo boję. Kiedyś, jak nie miałam znajomych ani nikogo, to jakoś tak było mi łatwiej sobie z tym uczuciem poradzić - bo wiecie, wiem na czym stoję - wiem, że nie mam przyjaciół - a tak... mam poczucie, że się tylko oszukuję. Bo nadal jest przy mnie kilku przyjaciół, ale ja przy nich czuję się tak, jakbym stała przy fałszerzach, zdrajcach i kłamcach. 

Tak, jakbym się oszukiwała, że mam jakikolwiek przyjaciół...