Ostatnio wydarzyło się u mnie coś, co mnie bardzo męczy... Nie mogę spać, a jak już zasnę - to wtedy muszę prędzej czy później się obudzić - a wtedy... jest mi niewymownie przykro...
Kiedy pracowałam, przyjęto ze mną wiele jeszcze innych osób do zespołu - wśród nich był Poker. Jakoś tak od razu złapaliśmy ze sobą kontakt - Poker był niesamowity, miał świetne poczucie humoru i mieliśmy trochę wspólnych zainteresowań. Bardzo mocno go polubiłam, spotykaliśmy się od czasu do czasu; nawet zdążyłam już odwiedzić go w jego domu, kiedy był chory. Uwielbiałam z nim grać w gry komputerowe - bo raz, rozgrywka była fajna, a dwa, przyjemnie się rozmawiało i żartowało w tle.
Chciałam, żeby został moim przyjacielem po prostu. Ale nie wyszło. Teraz tylko strasznie się męczę, bo w głowie tylko mi piszczy "dlaczego, dlaczego?" - jest mi bardzo, bardzo przykro...
Poker, oprócz tego, że lubił grać w gry, również pracował nad swoją własną grą. Moim zdaniem miała ona beznadziejną mechanikę, ale mniejsza o to - pomyślałam, że skoro nasza mała grupa studencka chce zreaktywować koło informatyczne o tematyce gier, to byłoby fajnie, gdyby Poker też się dołączył.
Zaprosiłam go na nasze pierwsze spotkanie informacyjne. I to był błąd.
Nie mając jeszcze stałej siedziby, postanowiliśmy się spotkać w centrum handlowym. Umówiliśmy się na 16:30 pod głównym wejściem, ale najpóźniej mieliśmy zacząć o 17:00 - dużo osób było przyjezdnych, więc pomyślałam, że lepiej mimo wszystko dać te widełki na dojazd. Ironicznie to właśnie ja się najbardziej spóźniłam - stałam ponad godzinę w korku! Na spotkanie przyszłam faktycznie równo o tej 17...
Na szczęście wszyscy na wszystkich czekali, nie było jakiegoś większego problemu - na bieżąco informowaliśmy siebie nawzajem kto gdzie jest, a ja przepraszałam za swoje spóźnienie. Jedynie co, to Poker...
No właśnie.
Koło 17 napisał do mnie SMS z oskarżeniami i wyrzutami, jaka to nie jestem okropna. Że nie mam szacunku do niego, że bawię się jego uczuciami (?), że marnuje tylko czas, że zaprosiłam go na spotkanie, którego nie ma... w dodatku na bzdurne spotkanie!
Jak dostałam te wiadomości, dla mnie to było takie WTF? - o co w ogóle chodzi? Spotkanie się właśnie zaczyna... Napisałam mu to właśnie - spotkanie się odbywa i jest mi bardzo przykro, że w ten sposób to odebrał. Nie mogłam za dużo pisać, w końcu byłam na spotkaniu, które prowadziłam... Poker mi odpisał, że on mi nie wierzy. Nie wierzy, że jest mi przykro. Idiota...
Później napisałam mu więcej, że nie rozumiem jego zachowania. Dlaczego po prostu nie napisał, nie zadzwonił - nie zainteresował się, co się dzieje, tylko od razu wyrzucił na mnie kubeł zimnej wody? Owszem, ja zapomniałam do niego napisać - ale zakładałam, że jak coś, to ludzie się sami do mnie odezwą. Tak było ustalone. Siedziałam w autobusie i odpisywałam reszcie grupy na wiadomości - byłam najzwyczajniej zajęta, bo a to ktoś się zgubił, a to ktoś się jeszcze spóźni, etc. etc... Każdemu mówiłam, żeby się rozglądali za sobą nawzajem, by nie stali sami, tylko jako grupa. I owszem, cała grupa się znalazła. Oprócz Pokera... oczywiście...
Nie mam za nic pojęcia, jak to się stało. Inni czekali tak samo jak on od 16:30, a tylko on miał problem ze sobą - nie rozumiem, jak mogliśmy się minąć! To jest jedno, ale zarzucać mi brak uczuć, to jest drugie...
Nie wiem dlaczego tak bardzo się tym przejmuję, bo to w sumie jego problem jeśli on mi nie wierzy - tak, to też mu napisałam wprost - ale... po prostu jest mi cholernie przykro jak mnie potraktował i że się obraził w tak głupi sposób. Zamiast chcieć wyjaśnić to nieporozumienie, to wolał na mnie nakrzyczeć, obrazić się - a potem bez słowa poblokować mnie na wszelkich portalach społecznościowych jakie istnieją.
Taaaak, bardzo dojrzałe... i tak, to również mu napisałam w SMS. Nie mam pojęcia czy odczytał - w sumie... chuj mu w dupę. Nie uważam, że to jest jego wina za zaistniałą sytuację, ale jego zachowanie po tym błędzie w komunikacji oceniam jako żenujące. Żałosne. I przykre.
Teraz tylko to mnie strasznie męczy, bo naprawdę go polubiłam. Ale cóż, nie mam wpływu na jego fałszywe osądy. Niech robi co chce - ludzie przychodzą i odchodzą... a ja na szczęście mam innych przyjaciół. I świetną grupę w kole informatycznym.
Chciałabym tylko, żeby mi ulżyło. Nie chcę się zadręczać taką pierdołą. Szkoda moich myśli... Bo mogłabym tylko pisać długim ciągiem - jest mi przykro, jest mi przykro, jest mi przykro... i na swój sposób, przez depresję, czuję się winna. A nie powinnam. To nie jest moja wina. A na reakcję Pokera nie mam wpływu.
Zaprosiłam go na nasze pierwsze spotkanie informacyjne. I to był błąd.
Nie mając jeszcze stałej siedziby, postanowiliśmy się spotkać w centrum handlowym. Umówiliśmy się na 16:30 pod głównym wejściem, ale najpóźniej mieliśmy zacząć o 17:00 - dużo osób było przyjezdnych, więc pomyślałam, że lepiej mimo wszystko dać te widełki na dojazd. Ironicznie to właśnie ja się najbardziej spóźniłam - stałam ponad godzinę w korku! Na spotkanie przyszłam faktycznie równo o tej 17...
Na szczęście wszyscy na wszystkich czekali, nie było jakiegoś większego problemu - na bieżąco informowaliśmy siebie nawzajem kto gdzie jest, a ja przepraszałam za swoje spóźnienie. Jedynie co, to Poker...
No właśnie.
Koło 17 napisał do mnie SMS z oskarżeniami i wyrzutami, jaka to nie jestem okropna. Że nie mam szacunku do niego, że bawię się jego uczuciami (?), że marnuje tylko czas, że zaprosiłam go na spotkanie, którego nie ma... w dodatku na bzdurne spotkanie!
Jak dostałam te wiadomości, dla mnie to było takie WTF? - o co w ogóle chodzi? Spotkanie się właśnie zaczyna... Napisałam mu to właśnie - spotkanie się odbywa i jest mi bardzo przykro, że w ten sposób to odebrał. Nie mogłam za dużo pisać, w końcu byłam na spotkaniu, które prowadziłam... Poker mi odpisał, że on mi nie wierzy. Nie wierzy, że jest mi przykro. Idiota...
Później napisałam mu więcej, że nie rozumiem jego zachowania. Dlaczego po prostu nie napisał, nie zadzwonił - nie zainteresował się, co się dzieje, tylko od razu wyrzucił na mnie kubeł zimnej wody? Owszem, ja zapomniałam do niego napisać - ale zakładałam, że jak coś, to ludzie się sami do mnie odezwą. Tak było ustalone. Siedziałam w autobusie i odpisywałam reszcie grupy na wiadomości - byłam najzwyczajniej zajęta, bo a to ktoś się zgubił, a to ktoś się jeszcze spóźni, etc. etc... Każdemu mówiłam, żeby się rozglądali za sobą nawzajem, by nie stali sami, tylko jako grupa. I owszem, cała grupa się znalazła. Oprócz Pokera... oczywiście...
Nie mam za nic pojęcia, jak to się stało. Inni czekali tak samo jak on od 16:30, a tylko on miał problem ze sobą - nie rozumiem, jak mogliśmy się minąć! To jest jedno, ale zarzucać mi brak uczuć, to jest drugie...
Nie wiem dlaczego tak bardzo się tym przejmuję, bo to w sumie jego problem jeśli on mi nie wierzy - tak, to też mu napisałam wprost - ale... po prostu jest mi cholernie przykro jak mnie potraktował i że się obraził w tak głupi sposób. Zamiast chcieć wyjaśnić to nieporozumienie, to wolał na mnie nakrzyczeć, obrazić się - a potem bez słowa poblokować mnie na wszelkich portalach społecznościowych jakie istnieją.
Taaaak, bardzo dojrzałe... i tak, to również mu napisałam w SMS. Nie mam pojęcia czy odczytał - w sumie... chuj mu w dupę. Nie uważam, że to jest jego wina za zaistniałą sytuację, ale jego zachowanie po tym błędzie w komunikacji oceniam jako żenujące. Żałosne. I przykre.
Teraz tylko to mnie strasznie męczy, bo naprawdę go polubiłam. Ale cóż, nie mam wpływu na jego fałszywe osądy. Niech robi co chce - ludzie przychodzą i odchodzą... a ja na szczęście mam innych przyjaciół. I świetną grupę w kole informatycznym.
Chciałabym tylko, żeby mi ulżyło. Nie chcę się zadręczać taką pierdołą. Szkoda moich myśli... Bo mogłabym tylko pisać długim ciągiem - jest mi przykro, jest mi przykro, jest mi przykro... i na swój sposób, przez depresję, czuję się winna. A nie powinnam. To nie jest moja wina. A na reakcję Pokera nie mam wpływu.