środa, 2 listopada 2016

Spokój.

Taaak... Dzisiaj byl spokojny dzien... Chyba... Nie jestem pewna i szczerze mowiac musze siebie sama przekonywac, ze to byl przyjemny, spokojny dzien bez nerwow.

Upieklam kruche ciasteczka - takie male, blekitne serduszka oraz maslane krazki, ktore chcialabym jutro zamoczyc w gorzkiej czekoladzie ze skorka pomaranczowa. Ciasteczka wyszly przepyszne, szczegolnie z mlekiem, a chrupia tak, ze az milo sie je wcina. Chyba mnie to cieszy - niestety musze sama siebie przekonywac do dobrego samopoczucia. Tak to czuje wszystko jakby bylo przygaszone - jakbym widziala moje emocje przez gesta mgle, w ktorej gdzies w oddali majacza moje radosne wspomnienia...

Dla zabicia odrobiny czasu i zapomnienia, pokolorowalam tez sobie troszke dwie kartki w cieplych kolorach. Nie chcialo mi sie dzis w ogole wlaczac komputera, nic a nic. Czuje, ze na razie mam dosyc elektroniki... Ale pozwolilam sobie na mally mecz z Filozofem, bo czulam, ze ma bardzo ochote sprobowac gry po najnowszej aktualizacji.

Filozof wrocil do siebie na kilka dni, ostatnio codziennie przez kilka godzin gralismy przez internet, wiec... Sie nie dziwie, ze mi sie nie chce. Przejadlam sie. Poza tym moj komputer na Windowsie tak strasznie szumi i buczy, ze bez sluchawek nie da sie grac, bo zaglusza sie dzwiek tym ciaglym szzzszzzszzz. Na Linuxie nie mam tego problemu. Tylko ze... Czekam na Filozofa jak mi go naprawi. Owszem, moglabym to sama zrobic juz dawno temu, ale... Chcialabym sie pobawic w malutka krolewne, a Filozof przyjedzie na swym dzielbym rumaku i mnie wyratuje.

Czuje sie bardzo senna pomimo dlugiego czasu snu i bardzo wyczerpana... Ciesze sie, ze jestem juz w lozku. W mojej miekkiej czystej poscieli, w moich kochanych poduszkach.... Wzielam dzis dluga kapiel. Pierwsza od poltora tygodnia. W ogole nie chcialo mi sie o siebie dbac...