Uuuch, jestem przerazona. Moze wydaje sie to trywialne, ale naprawde boje sie. Strach wywoluje u mnie przymus zaliczenia przedmiotow na uczelni - czyli sesja!
Boje sie, poniewaz nie zaliczylam zadnych cwiczen z powodu nieobecnosci depresyjnych - przez to nie moge raczej podchodzic do egzaminow... a jak nie bede miec egzaminow, to i nie bedzie ocen z danych przedmiotow - a jak tego nie bedzie, to i dlug punktowy sie znajdzie, a wtedy - wtedy juz nic, tylko wyprowadzka z uczelni!
Mozliwe, ze to wszystko jest over-thinking, spowodowany depresja - niepotrzebnie rozmyslam juz nad wszelkimi mozliwymi opcjami i oczywiscie wybieram te najgorsze. Umysl to straszny wladca duszy... jak mu sie za duzo pozwoli, to zle rzadzi czlonkami ciala. Jakos nie mysle o tym, ze sobie poradze; ze zalicze - tylko jedynie co mi chodzi po glowie, to moj zalosny koniec na studiach...
Pewnie sie martwie z powodu wczesniejszych doswiadczen - w tamtym roku nie podeszlam do sesji, bo bylam wtedy w szpitalu psychiatrycznym, a potem zdawanie egzaminow w czasie urlopu dziekanskiego szlo mi wyjatkowo opornie. Dodajac do tego fakt, ze przedmioty w ogole mnie nie interesuja, ja potrafie sie bardzo latwo zdenerwowac i jeszcze mam nad soba debilnego ojca, ktory potrafi sie ze mnie tylko smiac... coz, nie ma to jak pocieszac sie wsparciem otoczenia... Jedynie co, to moj kochany Filozof we mnie wierzy. I Sekretartka.
Z drugiej strony, nie robie nic w celu zmniejszenia odczucia leku. Logicznie by bylo, azeby pouczyc sie po prostu, zeby znac material i spokojnie zdac. A mi sie tak bardzo tego wszystkiego uczyc nie chce... Wszystko jest takie nudne i zupelnie mi nie potrzebne do zycia. Nie lubie swojego kierunku studiow - jest nudny, pomimo tego, ze fajnie brzmi. A na inny nie chcieli mnie przyjac. Trafilam na ten gorszy Wydzial i teraz musze sie nudzic...
Dzisiaj rano mam ostatnie cwiczenia, na nich moge sie poprawic i je zdac - ale szczerze mowiac, jestem juz zrezygnowana. W ciagu tygodnia nie znalazlam motywacji, by cokolwiek sie z tego pouczyc - chcialam wczoraj, ale mimo wszystko dzien spedzilam na innych rozrywkach, niz rozrysowywujac wektory sil. Dopiero teraz przejrzalam mniej wiecej notatki oraz przypomnialam sobie wzory. Coz... jezeli prowadzacy nie da jakichs dziwnych przykladow, a jakies proste, aby zdac... to moze jednak mi sie uda... mam taka mala, malutka nadzieje... to zawsze kroczek wiecej do nie-wywalenia-mnie-ze-studiow.