Kolejna noc, w której jedynie, do czego mogę się przytulić, to moje własne łzy... Powinnam spać miast marnować cenny czas na zadręczanie się myślami samobójczymi i płacz...
Źle się czuje. Ale to chyba nic; chyba się trochę przyzwyczaiłam... To wszystko minie przecież w końcu... W końcu umrę, prawda? Prędzej czy później spełni się moje małe marzenie...
Ktoś mógłby powiedzieć, że jestem egoistą, bo swoją śmiercią ześlę na swoich bliskich cierpienie, jednak czy ktoś kiedykolwiek pomyślał jak bardzo ci bliscy musieli zranić samobójcę, że ten wykonał ten krok? Jedynie o kogo się martwię, to o Filozofa... Aczkolwiek po ciągłym wyśmiewaniu mojego ojca i poniżaniu mnie; że Filozof tylko mnie wykorzystuje, a ja jak głupia się jemu tylko sprzedaje i skaczę nad nim jak idiotka, zamiast zająć się "prawdziwą" rodziną... To mimowolnie zaczynam mieć wątpliwości... Coraz bardziej zaburza mi się cały obraz rzeczywistości...