Uuuch, chciałabym sobie napisać dobrego posta. Takiego po prostu "wow"; takiego, co by mnie samą podniósł na duchu; ale... jakoś tak dziś tego nie czuję. W ogóle niczego ostatnio nie czuję, no może przeraźliwy smutek i pustkę, raz co raz okraszony zbłąkanymi wspomnieniami.
Staram się z tym walczyć; nie poddaję się tak łatwo moim smutkom! Po pierwsze, zajmuję sobie konstruktywnie czas: rysuję, czytam, gotuję, sprzątam, spaceruję, jeszcze raz rysuję... problem w tym, że to w ogóle nie poprawia mi w jakikolwiek sposób humoru. Widzę postępy, jakie robię z każdym dniem w rysunku; czuję zakwasy w drżących mięśniach; smakuję swoje własne dania; oddycham chłodnym powietrzem - jednakże za nic, za nic nie czuję choćby minimalnej zmiany w swoim nastroju!
Najchętniej to bym się zwinęła pod stertą poduszek i udawała niewidzialnego kota. Niestety nie jest to takie łatwe...
Masa rzeczy domaga się mojej uwagi. A to rodzice coś chcą, a to koledzy i rówieśnicy też chcą podtrzymywać relacje społeczne... A to trzeba by coś ze sobą zrobić, ustalić jakiś plan na życie; zdobyć jakąś posadę, karierę robić, studia ukończyć; bla bla bla...
A ja to bym najchętniej sobie artystką została, ot co. Tyle, że potem od razu odzywa się we mnie obcy, wewnętrzny głosik, który wyzywa od okropnych istot i od razu nie chce mi się żyć...
Martwię się, że zbytnio zajmuję Filozofa swoimi problemami, ponieważ ja sama mam problemy z byciem w relacji z drugim człowiekiem. Czuję się bardzo zagubiona i jeszcze nie wiem jak sobie z tym poradzić... Chyba muszę któregoś dnia usiąść i to sobie wszystko przemyśleć.
Chciałabym też w końcu odpisać na te wszystkie ciepłe emaile i inne wiadomości, które otrzymałam w niedawnym czasie. To takie fascynujące, jak moje słowa mogą oddziaływać na kogoś innego - nie znamy się, a zarazem coś nas łączy...
Może jednak Lem nie miał racji? Może wcale nie tkwimy sam na sam w wielkiej pustce wobec Wszechświata?
Chciałabym też w końcu odpisać na te wszystkie ciepłe emaile i inne wiadomości, które otrzymałam w niedawnym czasie. To takie fascynujące, jak moje słowa mogą oddziaływać na kogoś innego - nie znamy się, a zarazem coś nas łączy...
Może jednak Lem nie miał racji? Może wcale nie tkwimy sam na sam w wielkiej pustce wobec Wszechświata?