Dziś wyjeżdżam z rodzinką nad jezioro.
Pakowałam się ze smutkiem. Prawie dwa tygodnie z "kochającą" rodzinką w jakimś domku w głuszy... już słyszę te wszystkie kłótnie i wrzaski. Nawet durne spakowanie ubrań powodowało napięcia w domu...
Meeh. O czym ja w ogóle myślę? Przecież oni zawsze się kłócą, nawet na wakacjach...
Poza tym... w domu mam masę fajnych rzeczy, które uwielbiam. Na przykład mój komputer. Albo karty, którymi mogę grać ze znajomymi. Albo podręczniki do informatyki... i ja to muszę wszystko zostawić, ech...
Szkoda mi tego.
Albo chociaż starać się rysować...
Wezmę też parę książek do przeczytania...
Mam nadzieję, że pomimo pobytu z rodzicami będę mogła spędzić dużo czasu samotnie. Choćby leżąc na trawie i oglądając, jak chmurki suną po niebie. Nie chce mi się nigdzie jeździć, biegać, zwiedzać - chciałabym właśnie tak po prostu zwyczajnie odpocząć oraz trochę porysować.
To wszystko.
Jednakże ojciec ma chyba troszkę inne plany, bo zabrał ze sobą masę sprzętu - do nurkowania, do strzelania, do grillowania, etc. etc. etc. w dodatku na pewno wygooglał już wszystkie atrakcje w okolicy i zamierza je odwiedzić. Z jednej strony fajnie, a z drugiej... jestem cholernie zmęczona.
Boję się, że ostatnio moje "ciągłe" zmęczenie jest nawrotem jakiegoś głębszego epizodu depresyjnego czy coś... w tym tygodniu jednak miałam kilka powodów do zmartwień. Niestety...
Cóż, głowa do góry! Mam nadzieję, że wyjazd będzie miłym doświadczeniem i wrócę do domu z masą prac w teczce...