Minął już tydzień od kiedy przestałam rozmawiać z Prawnikiem. Mam go całkowicie dosyć - pisuje do mnie od czasu do czasu, prosząc mnie "o litość", o wybaczenie... Nie zamierzam. Przekroczył granice, których przekraczać się nie powinno i żadne prośby czy błagania mu nie pomogą. Koniec.
Pousuwałam go ze wszelkich znanych mi sieci społecznościowych i książek telefonicznych. Nie chce mieć z nim nic wspólnego. Jestem ciekawa, kiedy on to W KOŃCU zrozumie?
Jak on w ogóle śmie nadal nazywać się "moim przyjacielem"?! Tylko kala swoim plugawym językiem tak piękne słowo...
Gdzieś tam w szafce, w drewnianej kasetce, leżą sobie papierowe listy. Papierowe listy od Prawnika... Miałam pomysł, by je wszystkie wziąć i pociąć, a wszystkie strzępki zapakować do pudełka i wysłać mu pocztą. Futrzak stwierdził, żeby mu brokat wysłać, hahaha! Nie no, aż taka "zła" nie będę... nie zrobię mu czegoś takiego.
Zastanawiam się, czy faktycznie chcę je pociąć - nie rozumiem dlaczego, jakaś część mnie chce to gdzieś tam zostawić... popsute szczątki jakiejś relacji... czy faktycznie chcę coś takiego pamiętać? Czy faktycznie chcę mieć jakiekolwiek pamiątki po kimś takim...? Skoro w ten sposób chcę się wyrazić i pogodzić z rozczarowaniem, to... to dlaczego mam obawy przed zrobieniem tego...?
Może boję się, że ktoś na mnie nakrzyczy; że to faktycznie będzie koniec...
NIE!
Nie zamierzam się bać! Koniec ze strachem! Podrę, potnę wszystko na kawałeczki! Może wtedy zrozumie i się ode mnie odczepi...