poniedziałek, 20 czerwca 2016

Proszę, umrzyj.

Jeju... już dawno nie czułam się tak bardzo źle. Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje... Żyć mi się nie chce, nic mi się nie chce... Tak bardzo chciałabym, żeby ten dzień się już skończył... żeby już nie pamiętać tego dnia, żeby rozpłynąć się w powietrzu... Chciałabym płakać, ale już nie potrafię...

Obudziłam się dziś wyjątkowo wcześnie - w sumie nawet się wyspałam, już miałam się lekko wyciągnąć w łóżku, lecz...

Przypomniałam sobie.
O niezaliczonych egzaminach. O wszelkich toksycznych słowach, które zaszczepili mi do umysłu rodzice. O braku przyjaciół od serca, o braku jakiekolwiek pracy. O poczucia bycią niekochaną, ani nie chcianą przez kogokolwiek.

Te wszystkie negatywne emocje uderzyły we mnie jak fala, a potem nie mogłam wstać... Naprawdę bardzo się wystraszyłam, zamarzłam...

Cały dzień był do niczego... Spędziłam go głównie w domu, przy komputerze, zabijając czas. Kolejny zmarnowany dzień, ech... z beznadziejnymi myślami w głowie i chęcią samobójstwa. Trochę pozmuszałam się do rysunku, trochę pograłam... ale nie sprawiało mi to żadnej radości. Po prostu chciałam zabić czas... Żarłam same cukierki, ciastka, popijałam to wszystko wodą albo herbatą... Głowa mi pęka, mięśnie bolą...

Czuję się tak bardzo załamana....

Jejciu, dlaczego po prostu nie mogłabym się zabić? Czemu nie potrafię wykonać tego ostatecznego kroku? Dlaczego jestem tak bardzo... tak bardzo słaba...?

Słaba i okropna...

Byłoby o wiele lepiej, gdybym nie istniała tutaj, gdzie istnieję... Nawet Filozof byłby z pewnością szczęśliwszy! 

Zadzwoniłam do niego rano, ale cały czas miałam poczucie, że rozmowa się nie klei, że niepotrzebnie zadzwoniłam i zawracam mu głowę... Było mi strasznie przykro, a po telefonie aż zachciało mi się płakać. Czuję się okropnie samotna...

Obiecał mi, że odezwie się później. Dziś Filozof pisał kolejne egzaminy, niedługo kończy mu się sesja na uczelni, a ja... a ja przy nim czuję się gównem. W końcu on się nie poddał, walczył w zimowej sesji...

A ja...? A ja w czasie zimowej sesji wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym...

Jestem żałosna... Uciekłam, nadal uciekam, nie potrafię zdać tych moich ostatnich testów... 

Tęsknię okropnie za Filozofem. Czekam na niego. Obiecał mi, że jak skończy sesję, to mnie odwiedzi...

Tak bardzo za nim tęsknię, że aż zaczęłam szukać kontaktu z drugim człowiekiem gdzie indziej - po forach, czatach, emailach... jednak im dłuższa rozmowa, tym bardziej czułam się nieszczęśliwa i sfrustowana...

Szukałam Filozofa, wszędzie szukałam jego; a inni to byli tylko marne zamienniki mojej żałości... Psychologiczno-emocjonalnie jestem okropna, żałosna osobowość lękowa, trochę zależna, trochę depresyjna...

Jest już 20:30. Filozof miał egzamin o 14.00. Nadal się nie odezwał...

Naprawdę nie był w stanie znaleźć dla mnie choć chwilki, by napisać tego głupiego sms'a...?

A może to ja wymagam za dużo...?

Jest mi przykro... Jestem głupia...

Proszę, niech ktoś mnie zabije...